Po Sylwestrze wstaje się ciężko. Jeszcze ciężej, gdy chodzi o powtórkę
Sylwestra,a taką sobie przecież urządziliśmy. Niemniej w planach naszych
został jeszcze Haus der Musik i przegapić nie można było, bo chytrość
doprowadziła nas do znalezienia zniżek tamże, 2 bilety w cenie 1.
Trzeba iść!
|
Spotkane bardzo urokliwe dzieci <3 |
W tymże uroczym miejscu można było zobaczyć różne dziwy. Jednym z
pierwszych był pokój, w którym można było posłuchać odgłosy, jakie
słyszy dziecko w łonie matki. Nietrudno się domyślić, że za chwilę
leżeliśmy na podłodze (wibrującej, ha!) i udawaliśmy dzieci, bardzo
dobrze nam szło!
|
Było nam bardzo dobrze, jak u mamusi <3 |
W innej sali można było udawać, że się jest na
koncercie w Musicverein, co niektórzy urzeczywistnili przecież w sobotę,
ale można było to powtórzyć. Z zaciekawieniem zauważyliśmy, że wśród
grających były tylko 2 kobiety. A to chytre! Jak im się udało, skoro
męska dominacja wydaje się być tam normą?
|
Wsłuchani w dźwięki płynące z pryszniców |
Sporo czasu można było spędzić słuchając
na lanserskich słuchawkach (wyglądały jak elektroniczne termometry) biografii wielkich muzyków - Beethoveena,
Mozarta, Brahmsa, Straussa itd.
Najwięcej czasu jednak spędziliśmy w
sali, w której była długa kanapa, a z głośników płynęły remixy Mozarta i
Beethovena spod ręki niejakiego S. Obermaiera. Miał pomysł, brzmiało to
fajnie. Wykorzystaliśmy snadnie również to miejsce, położywszy się na
kanapie i przechodząc grupową relaksację z muzyką
klasyczno-elektroniczną oraz obserwując różne planety wyświetlające się
na ekranie. To dopiero kosmos, prawie jakbyśmy lecieli na księżyc!
|
fluorescencyjny Ludwig |
A właśnie, jak podczas lotu na księżyc czuliśmy się też w okrągłym pomarańczowym pokoju, w którym akustyka była jakaś niezwyczajna, ale nie do końca potrafimy określić, na czym ta niezwykłość polegała. Również tu poczuliśmy się zadomowieni i okupowaliśmy pokoik śpiewając nabożne pieśni na głosy. W międzyczasie pojawiały się jakieś szumy i ruszała się jedna ze ścian, ale nie pytajcie nawet po co, bo nie było nam dane się dowiedzieć. |
|
Uduchowiona Marysia |
W innej sali można było wcielić się w rolę dyrygenta tej
orkiestralnej ferajny z koncertu. Niestety okazało się, że oni też mając
co nieco do powiedzenia i niektórym śmiał jeden ze skrzypków (i to
jeszcze nie pierwszy, a jakiś w ogóle prawie plebs z drugiego rzędu)
powiedzieć, że "dyrygowaniem to by tego nie nazwał". Co za czelność,
zupełny brak szacunku dla muzycznych sław zza granicy, phi!
Jak każde dobre miejsce, Haus kończył się na sklepie, w którym to
wydaliśmy ostatnie swoje euraski na prezenty najlepsze, bo z polotem
iście muzycznym.
|
Katarynki grające Beatlesów, to jest to! |
Później czym prędzej (no, w większości) udaliśmy się
po raz ostatni do DonauCity na obiadek. Wymagał on od nas cierpliwości i
zmagania się np. z wiatrem i w ogóle, ale ostatecznie obiad był miły i
nawet z winem (made by Łukasz C. i Mateusz K., tzn. obiad, nie wino).
Spieszyliśmy się okrutnie, bo czasu było mało czekał na nas jeszcze
przeor, zatem wysłaliśmy do niego delegację z ciastkami, co piekła je
Marta. Nie wolno było podjadać, ale były dobre! Z przeorem sympatycznym
ciężko nam się było rozstać, on zaś bardzo przywiązał się do ciastek.
Niedługo potem przystąpiliśmy do szaleństwa pakowania i sprzątania, co
było zadaniem wręcz bohaterskim. Dzięki temuż znalazły się chyba
wszystkie zguby, bo zasadniczo nasze rzeczy mieszkały wszędzie, tak jak
my. Pożegnaliśmy też Najlepszego Łukasza, podarowaliśmy mu około tony
polskich najlepszych krówek i najlepszy Bumerang, żeby grał w niego,
poza graniem "w komputer".
Udaliśmy się z pośpiechem na Sudtirolerplatz, skąd niestety odjeżdżał powrotny nasz polski bas. Udało nam się nawet chytrze zająć tył, dzięki czemu było więcej miejsca. Sprawdziliśmy przedtem, czy gdzieś w okolicy nie ma WC, żeby nie było niespodzianek. I wyjechaliśmy z tego pięknego miasta, na koniec przeczytawszy na fejsie dzięki polskobusowemu wifi życzenia "szczęśliwej drogi" od Najlepszego Łukasza...
|
Polski bas już w Polsce. A my jak zwykle stoimy. Ohne Plane :) |
|
takie drzwi chcemy! |
|
Mania wsłuchana w dźwięki chińskiego metra |
|
Było też coś dla dzidziusiów! |
|
Takie barierki też chcemy! |
|
w słuchawkach same najlepszości! |
|
beka z ryczącej w Musicverein krowy |
|
Otka już nie frei :) |